Jest takie miejsce
które nie wiemy czy warto zobaczyć – a już na pewno nie z dzieckiem….
Brud, smród, szwendające się po miasteczku psy (już wiemy skąd bierze się powiedzenie “nienawidzić jak psa”), tabuny próbujących coś sprzedać kobiet i dzieci… a do tego my, turyści z “innego świata”. Pisze się w przewodnikach, że Indianie mieszkający w tym miasteczku i okolicznych wioskach nie są nastawieni przyjaźnie do turystów, cóż też bym nie był gdyby traktowano mnie jak małpę w zoo, na którą patrzą jakieś dziwne istoty z aparatami fotograficznymi przy oku. Ludzie którzy z łażąc z rozdziawioną gębą nie potrafią uszanować czyjejś religii – tak jak pani z <chyba> NRD, która wlazła w kurę przeznaczoną na ofiarę, a ta gdacząc przeraźliwie mało co nie spłonęła żywcem od rozstawionych świec…
Tak w skrócie i naszym własnym odczuciu wygląda San Juan Chamula. Tak naprawdę trochę żałujemy tego wyjazdu, bo z jednej strony jest to ciekawe przeżycie, jednak z drugiej jakiś niesmak w człowieku pozostaje, że się tak z butami włazi na czyjeś podwórko.
Na koniec tej żenującej wycieczki, przewodnik zaprowadził nas do “prawdziwej” indiańskiej chaty gdzie produkuje się rękodzieło (od niechcenia rzucając, iż można tu zrobić zakupy – ale oczywiście nie ma przymusu – w okazyjnych cenach – na tyle okazyjnych, że koszula kosztowała 150Mx$ podczas gdy na targu obok nas 90…). Oczywiście całość starannie wyreżyserowana po to by było maks naturalnie, a i aktorzy nie potrzebowali dublera…
Nawet ołtarzyk mieli, taki postępowy…
Kto nie zaznał goryczy ni razu…
…tak, niestety takie mniej lub bardziej rażące widoki ma chyba każdy kraj.
Ja dotrzecie tutaj , to takie róznice zobaczycie jak na dłoni. Miasto na jednym końcu metra zupełnie nie przypomina tego z drugiego końca…
Jabar piękna wycieczka,piekne zdjęcia, powodzenia
3-maj się 🙂
Pozdrawian Marcin
super ! pozdrawiam
Przynajmniej macie metro 🙂
to w Bielawie i Nashville nie ma? 😀
Prędzej będzie w Bielawie niż w Nashville.