Monthly Archives: July 2013

The Club i inne (pomniejsze) atrakcje
Wiele się słyszy o tym że nasi cudowni celebryci (głównie ci spłowiali) jadą na tournee po Ameryce.
Smutna prawda jest taka, że trasa koncertowa z reguły sprowadza się do grania w kilku tancbudach na peryferiach tudzież przygrywanie do kotleta w knajpach w polskich dzielnicach.
Najbardziej zaś elitarnym i przy okazji chyba największym (po tej stronie Atlantyku) przybytkiem goszczącym nasze gwiazdy jest

Ucieczka z NY
Służbowo przemieszczając się po Manhattanie korzystaliśmy z wszechobecnych, żółtych taksówek.
Nasz korpo-przewodnik, zawsze starannie wybierał auto spośród co najmniej kilku jakie z reguły były w zasięgu wzroku. Przyznam, że trochę mnie to drażniło bo miast przejechać się wielkim Fordem Crown Victoria- wciąż pakował nas w jakieś Priusy, Hybrydowe Camry czy SUVy. Przeszło mi przez myśl, że może być jakimś nawiedzonym ekologiem (choć nie wyglądał), jednak nie przyszła mi do głowy inna opcja – a raczej smutna rzeczywistość z jaką przyszło mi się zmierzyć w drodze z Manhattanu na LaGuradie.
Durny ja, mianowicie, wybrałem sobie prawdziwie amerykańską, najstarszą w zasięgu wzroku, ogromną taksówkę. Bełkoczący coś pod nosem Pakistańczyk, nie wzbudzał zaufania, a tym bardziej nie rokował na osobnika, z którym mogę pogadać o pogodzie w drodze na lotnisko. Generalnie jakakolwiek forma dyskusji z nim spełzała na niczym bo bidula angielskiego nie znał chyba wcale.
Trzeci raz powtórzone LA GUARDIA TERMINAL MARINA – skutkował miną szczęśliwego dwulatka, któremu udało się wejść samemu po schodach na drugie piętro. Kierunek w jaki skierował swój rydwan osobnik ten , wydawał się prawidłowy, co zresztą Google Maps w telefonie potwierdzało.

Dlaczego tutaj?
Sam nie wiem, jest w Chicago coś takiego co nie pozwala o nim zapomnieć (i nie chodzi o sklep w polskiej dzielnicy).
Takie miasto totalne, w którym co krok można znajdować coś ciekawego. Architektonicznie powala – rzecz jasna mojej subiektywnej ocenie.
To właśnie przez niego i bliskich mieszkających tutaj niestety nie udało mi się odwiedzić (tym razem) blogowych bratnich dusz nad Niagarą za co jeszcze raz przepraszam!
Za to bardzo gorąco polecam ich bloga – bo choć wrócili ze swojego Sabattical Road Trip po północy kontynentu to jest co poczytać (i to w jakim stylu!).

Do roboty!
Z okazji otrzymania urlopu dziś wpis z kategorii oczywistych.
Miał on powstać już bardzo dawno. Nietrudno o motyw do jego popełnienia jak co najmniej raz w tygodniu ktoś w mniej lub bardziej zawoalowany sposób daje do zrozumienia, że nie ma sprawiedliwości na świecie – bo burżuazja się włóczy po świecie, a inni mają Źle. Na świeżo nie chciało mi się nigdy tego poruszać bo mogło wyjść zbyt emocjonalnie, a blog to nie reality show (choć tak niektórzy myślą). Jak już dwa lata od powrotu minęły i takie pytania praktycznie zniknęły ze skrzynki mailowej to postanowiłem temat odgrzebać.

Symbol
Jakoś wcześniej nie zwracałem na to uwagi, co więcej zdarzało mi się pukać lekko w głowę na słowa, że Stany Zjednoczone to strasznie kraj patriotów. Że wszystko obwieszone flagami, a ludzie nakręconymi na maksa patriotami…
Co do ludzi to krótki pobyt w Teksasie i Nowym Jorku (o Chicago nie wspomnę) nie zmienił moich wcześniejszych wyobrażeń. Patriotyzm jest i owszem, ale po większości obywateli, spływa jak po kaczce. Południowcy z Teksasu są i owszem przywiązani do swojego kraju – ale oni jako swój kraj postrzegają tylko swój stan i reszta ich interesuje “tyle o ile”. W Nowym Jorku zaś szału w obliczach ludzkich nie widać. Choć przyznać trzeba, że władza robi co może by flagi z oczu nie tracić…

O tym jak zrobić coś niemożliwego
Dziś, krótko w temacie wokół-podróżniczym. Dzięki uprzejmości Ani i Krzyśka Kobusów parę naszych przemyśleń znalazło się na kartach ich najnowszej książki “Podróżuj z dzieckiem – poradnik praktyczny”.
Fajnie wydana publikacja i ciekawie spisane porady co zrobić z małym obywatelem w podróży.
Szybko przeglądając podrozdziały możemy śmiało napisać – wszystko to nas nurtowało przed wyjazdem i wszystko to musieliśmy gdzieś wyszukiwać w otchłani internetu. Ania i Krzysiek ułatwiają przygotowania, zbierając masę informacji w jednym miejscu.
Dodatkowo masa informacji od ludzi, którzy podobnie jak my uwierzyli, że dziecko to nie jest forma niepełnosprawności przykuwająca nas do miejsca stałego zamieszkania. Są też linki – gdzie można znaleźć sporo ciekawych informacji.
Polecamy!!!